poniedziałek, 29 maja 2017

kucyyyykiii !!!!


      Cóż ... jak zwykle kiedy mamy chwilkę czasu ( między byciem w stajni a ... byciem w stajni ) przeglądamy ogłoszenia .... takie tam.... końskie.
      A że podobno stajnia bez kucyków to nie stajnia ....👅

to pokrótce ... dziś przyjechały 3 ! ... a w zasadzie 3 i pół ? a może 2 + pół i zarodek ??? Kto to wie ...

Pojechaliśmy oglądać Wicherka .... przy okazji Kaskadę która była na stanówce właśnie... , i jak to zwykle bywa niechcący zapytaliśmy o coś stojące na pastwisku ,wielkości pieseła, wyglądające jak owieczka i ryczące jak .... ogr ???
     No i koniec.
 Nikola nie chciała się odlepić od "płotu" aż właściciel nie oświadczył że właściwie to ten ogr nie jest mu potrzebny i że może go sprzedać 😀
     I tak to dziś zamiast jednego kucyka przyjechały do nas dwie czarne bestie ( 2 +1 ? ) i to cóś rasy  falabella i imieniu KOLOS !!!

Wicher ma 9 lat i chyba jest troszku brykającym kucykiem..., Kaskada ma 8 i pracowała kiedyś w ośrodku hipoterapi więc mam nadzieję okaże się oazą spokoju .
Kolos ma roczek i jest na dzień dzisiejszy strasznie zaniedbany a na dodatek ma jeszcze duuużo zimowej sierści, ale szybciuuutko zrobimy z nim porządek.
Myślę że będzie główną atrakcją naszej stajni.....

wtorek, 16 maja 2017

Fundacja i adopcje...

     Wielu z nas zastanawia się nad funkcjonowaniem fundacji ratujących ( niby ) zwierzęta....
Nie jeden z nas przesłał mniejsze czy większe kwoty na ich konta pod hasłem ratowania tego konika czy tamtego psiaka... sama nie jednokrotnie tak robiłam.
Nie miałam jednak okazji "bliższej" współpracy....
     Cóż, okazja nadarzyła się kiedy od koleżanki dowiedziałam się o trzech kucykach dla których obecna opiekunka z powodów zdrowotnych szukała nowego domku...
Wiedziona odruchem serca i namową córki która najchętniej założyła by "kucykolandię " skontaktowałam się z kobitką i szybko nawiązałyśmy nić porozumienia ;-)
     Szczęśliwa kobieta że nie musi rozdzielać kucyków, zgłosiła moją kandydaturę do towarzystwa.
Powiedzmy że szybko ... dostałam formularz adopcyjny, w rozmowie z jedna z Pań opisałam panujące warunki  i nadmieniłam iż chciała by mieć adnotację w umowie iż mogę użytkować konie w rekreacji - czytaj nie do tyrania tylko jako maskotki - aczkolwiek chciałam uniknąć sytuacji w której dzieciak wsiądzie mi na kuca, wstawi fotkę na FB i już będzie afera.....
Pani stwierdziła że w sumie to Ona nie ma nic przeciwko żeby zdrowy koń nie mógł "chodzić" w rozsądnych limitach czasowych.... ( a ja już go chciałam do pługa zagonić i użytkować w siodle 24h ;-( )
Ok... została zlecona wizyta adopcyjna.... zadzwoniła do mnie Pani aby się na takową umówić .
Sobotnie ustalone spotkanie zostało odwołane przez Panią X i przeniesione na niedziele.
Poinformowałam iż będę w stajni ok 15 ponieważ biegnę półmaraton i poprosiłam o wcześniejszy kontakt...
Miałam jakieś połączenie w trakcie biegu nie odebrane ale czy to to ?
Około 14:30 jak podjechałam pod stajnię, moja córka która tam od rana była poinformowała mnie iż wizyta się odbyła ... ?

      Pani z którą rozmawiałam nawet nie wysiadła z auta ( wcześniej wspominała coś "zepsutej" nodze )
Do Nikoli wyszedł jakiś sympatyczny Pan który na samym początku przyznał się iż o koniach nie ma pojęcia ale ok... Przyglądając się Denarowi ( pączek w maśle) stwierdził że mu żebra widać, po czym stwierdził że jednak chyba tak światło tylko padało...
Flicka dla niego była wychudzona i strasznie jej żebra widać .... folblut ? nie widziałam takiego co ma żebra pod tłuszczem schowane...
Mescal ? Jaki on pogryziony !!! Czemu ??? wytłumaczyła Nikola że ustalają sobie hierarchię konieły i że to im przejdzie...
Ok... i tyle z wizyty...
Ani w niedzielę ani w poniedziałek nie doczekałam się żadnej odpowiedzi...
Zniecierpliwiona ( we wtorek miałam jechać z koleżanką po kucyki ) zadzwoniłam do opiekunki która również już zniesmaczona zadzwoniła do Pani z fundacji z prośbą o decyzję .
      Niestety.... nie okazałam się godna.... moja stajnia z nowiusieńkimi  boksami, dość dużymi na moje konie, nie okazały się dobre dla fundacyjnych kucyków ...
 
   -  Nie zdążyłam z wykończeniem ;-( zapomniałam tapet położyć czy co ??? ) - Każdy widzi na FB i na blogu fotki - tylko góra na siodlarnie nie wykończona...
   
    - Drewniana podłoga w boksach ... feeee .... na bank nie dość zdrowa ...
   
    -  Wodę biorę od sąsiadki i zbieram deszczówkę której ostatnio nie brakuje... okazało się że "nawet wody jeszcze nie mam"...
   
    - Nie ma nikogo kto by tam mieszkał przy stajni... za mało że całymi dniami a sąsiedzi mają baczenie... powinnam materac i śpiwór przywieźć chyba i w stajni spać.
Maaaasaaakra !!! Dobrze że wszystkie inne stajnie tak nie mają !
 
    -   Prawie 1.5 hektara to pewnie też za mało ;-(

    -   aaa i na bank zaplanowałam sobie "zamęczyć" te biedne malutkie stworzenia.... ;-(
   
    - no i chciałam wziąć wszystkie 3 razem ! Dziwna ze mnie baba !!! Na kabanosy pewnie zbieram.....

Teraz już wiem że wszyscy którzy mi mówili żebym nawet nie zaczynała z fundacjami ... miel rację ...
Naprawdę stać mnie na to żeby kupić kilka kucyków !!!
 Chciałam pomóc kobiecie i konikom zapewnić dożywocie na zielonej trawce wśród kochających ludzików !
Nie udało się i już wiem że nie warto... tym ludziom nie zależy na dobru koni... na czym ??? naprawdę nie wiem .........

POZDRAWIAM WSZYSTKIE FUNDACJE !!!

sobota, 13 maja 2017

Denar czyli koń którego nikt nie chciał...


W stajni w Nowym Targu gdzie stacjonowałyśmy, mieszkał sobie w pensjonacie kuń imieniem Denar...
Kuń podobno nie reformowalny który pozwalał jeździć na sobie tylko w stępie....
Byłam nawet świadkiem w zeszłym roku jak pani weterynarka go oglądała i nie stwierdziła żadnych wad fizycznych które mogły by być przyczyną ... Tylko psychika mogła być zachwiana...

Od przynajmniej 2 m-cy słucham w stajni że obecni właściciele konia już nie chcą i mogę go mieć za grosze bo koń ma iść na kabanosy.... Serce mi się ściskało, dodatkowe jabłko miałam zawsze dla Denara ale stanowczo odmawiałam, wiedząc iż nie jestem na tyle doświadczona aby dać sobie radę z problematycznym koniem.
Konik w boksie i obejściu bardzo grzeczny zresztą , może trochę bojaźliwy ale chętnie dawał kopytka i dawał się czochrać z chęcią .

Cóż ... za każdym razem z bojaźnią patrzyłam czy Denar nadal zajmuje swój boks, aż pewnego dnia dostałam info iż są jego właściciele i że kazali konia uśpić !!!

Tego już było za wiele ! Z ryczącą Nikolą zadzwoniłyśmy do Taty z informacją i bijącym sercem czy pozwoli nam zabrać Denara do domu.
O dziwo usłyszałam tylko pytanie czy wszystkie "odpady" zamierzam zbierać z okolicy ;-/ ?

Zrobiłam śledztwo ... Koń bity metalową pałką po głowie, kastrowany na żywca !? ( wet stwierdził że to nie możliwe), zajeżdżony na siłę w 2 tyg. i wiele innych informacji zniechęcających mnie do konieła.
Co Kasia zrobiła ????
Oczywiście zabrała Denarka do domu ;-)
W pierwszy dzień kolorowo nie było... Denar z Fliką stworzyli nie rozłączną parę.
Wszystko było by ok gdyby nie to iż Flicka zaczęła się " grzać" a Denar przypomniał sobie że kiedyś był ( mam nadzieję ) ogierem... co za tym idzie biedny Mescal zaczął im przeszkadzać ;-(
Biedaczek cały został pogryziony i skopany! Nie pomagały groźby pod kontem Denara że oddam go na kabanosy !!! ;-P
Na szczęście na drugi dzień był tylko jeden ślad po kopnięciu a na trzeci dzień niespodzianka ! :

Wreszcie dom !!!


Nareszcie koniki u siebie ;-P

Stajenka stoi, brakuje jeszcze poideł ( czekamy na wodę ) na razie mamy wannę i beczki z deszczówką której ostatnio nie brakuje, niestety.
Gdyby nie deszczowa pogoda stajenka stała by już dawno...
A tak zaczęliśmy prace związane z budową 5.04.2017, i tak chyba poszło nie źle.

Kilka fotek i  pomysłów co do stajenki.
Mamy 6 boksów wielkości 3m x 3,5m, 2.6m x 3.5m i 2m x 3,5 m
korytarz 2.5 m - z odpływem wzdłuż.
Zamówiliśmy kable grzewcze do rur do poideł, dzięki którym woda nie będzie nam w zimie zamarzać, mam nadzieję bo tanie nie są ...

Na podłogę zdecydowaliśmy się na klocki drewniane, na razie 3 boksy zrobione tylko, ale powolutku... zobaczymy jak to się będzie sprawdzać ale na pewno opcja najzdrowsza, na maty jednak się nie zdecydowaliśmy za radą weterynarzy i innych dobrych duszyczek.
Klocki kładliśmy na betonie, bez żadnych klejów, ułożone dość ciasno aby się nie ruszały ale nie na tyle żeby je wypychało w górę po tym jak spuchną od moczu końskiego.
Ważne żeby miały tą samą wysokość, nie ważna szerokość - to tylko dla nas utrudnienie z układaniem " parkietu " ;-P
Oczywiście ścielimy dodatkowo słomą i sianem którego mamy w nadmiarze w starym domu.
Tam też robimy boksy dla .... ??? O tym mam nadzieję nie długo.
Ogrodzone na razie mamy ok 0.5h razem z prowizorycznym maneżem trawiastym - w przyszłości chcemy teren wyrównać i zrobić maneż piaskowy.
A tak wyglądały postępy w budowie: