poniedziałek, 17 lipca 2017

WYSŁODKI UWAGA !!!!!


Cóż ... jako iż jest już wszystko ok to mogę się podzielić z Wami pewnym "incydentem"...

              Otóż pewnego deszczowego dnia Kasia ( czyli ja ) postanowiłam zaoszczędzić trochę wody ( której nie mamy jeszcze poprowadzonej ) i wystawiłam w wiadrze wysłodki pod niebo które w tym dniu nie skąpiło wody....
              Pech chciał że nie zauważyłam nie zamkniętej bramki prowadzącej do placyku przy stajni gdzie wspomniane dobrocie powoli pęczniały aby napełnić brzuchy łakomczuchów na wieczór.
Ja z mężem w tym czasie przebywałam w starej stajni robiąc porządki.
             W pewnej chwili zobaczyłam że Flicka smacznie zajada nie do końca gotowe do spożycia smakołyki. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji zdołałam odpędzić łakomczucha.

Jako iż nastała pora powrotu do domu, zaczęliśmy zamykać konie w boksach.
Jakież było moje zdziwienie kiedy usłyszałam dziwne odgłosy z boksu Denara ...
Koń kaszlał... smarkał... wyginał do góry szyję ... pocił się .... straszliwie.... jak by ktoś go wsadził pod prysznic !!! sprawiał wrażenie jakby chciał zwymiotować, czego konie niestety zrobić nie mogą.
Oczywiście natychmiast wezwałam weta który przez dwie godziny pocąc się prawie jak Denar ratował konia od kolki...
Płakałam ... cóż wyłam prawie krzycząc że nie po to mu dupsko uratowałam żeby teraz zdychał...
Udało się ... wet sondą wytargał z jego żołądka "tony" nie strawionych wysłodków, za które zmył mi głowę niesamowicie, a ja nawet nie byłam świadoma że ten łakomczuch się poczęstował ;-(

Cóż... człowiek się uczy na błędach , niestety ten akurat Denar o mały włos przypłacił by życiem...

PROSZĘ ! Uważajcie ! Nigdy, prze nigdy nie zostawiajcie jakiejkolwiek paszy w zasięgu koni !!!


niedziela, 11 czerwca 2017

WAKACJE W SIODLE !!!


Nareszcie zdecydowaliśmy się na dodanie oferty wakacyjnej.
Może nic z tego nie wyjdzie, a może zwojujemy coś z Waszą pomocą ;-)
Nastawiamy się na rekreację w pełnym słowa tego znaczeniu. Nie chcemy na razie robić typowo sportowych obozów i nie będziemy tego robić dopóki nie będziemy mieć odpowiedniego zaplecza .
Śmiać mi się chce z reklam niektórych "stajni" które oferują sportowe turnusy a zapleczem do tego "sportu" jest kawałek nierównego  trawnika i kilka stojaków ;-/ ... owszem my na razie też mamy nie równy trawnik do dyspozycji ale mamy nadzieję w tym roku zrobić maneż piaskowy ... nie obiecujemy ale...;-)
Chcielibyśmy współtworzyć razem z dzieciakami plany na cały tydzień obozu. 
Owszem mamy pewne założenia ale nie ma rzeczy których nie dało by się nagiąć dla Was !
Chcecie się uczyć ? ok....
chcecie jechać w teren ? ok...
baseny ? czemu nie ...
leniuchowanie z koniełami ? kto nam zabroni ? 
Wszystko zależeć będzie od Was !!!
Zapraszamy do kontaktu i zapisów .
604057778


poniedziałek, 29 maja 2017

kucyyyykiii !!!!


      Cóż ... jak zwykle kiedy mamy chwilkę czasu ( między byciem w stajni a ... byciem w stajni ) przeglądamy ogłoszenia .... takie tam.... końskie.
      A że podobno stajnia bez kucyków to nie stajnia ....👅

to pokrótce ... dziś przyjechały 3 ! ... a w zasadzie 3 i pół ? a może 2 + pół i zarodek ??? Kto to wie ...

Pojechaliśmy oglądać Wicherka .... przy okazji Kaskadę która była na stanówce właśnie... , i jak to zwykle bywa niechcący zapytaliśmy o coś stojące na pastwisku ,wielkości pieseła, wyglądające jak owieczka i ryczące jak .... ogr ???
     No i koniec.
 Nikola nie chciała się odlepić od "płotu" aż właściciel nie oświadczył że właściwie to ten ogr nie jest mu potrzebny i że może go sprzedać 😀
     I tak to dziś zamiast jednego kucyka przyjechały do nas dwie czarne bestie ( 2 +1 ? ) i to cóś rasy  falabella i imieniu KOLOS !!!

Wicher ma 9 lat i chyba jest troszku brykającym kucykiem..., Kaskada ma 8 i pracowała kiedyś w ośrodku hipoterapi więc mam nadzieję okaże się oazą spokoju .
Kolos ma roczek i jest na dzień dzisiejszy strasznie zaniedbany a na dodatek ma jeszcze duuużo zimowej sierści, ale szybciuuutko zrobimy z nim porządek.
Myślę że będzie główną atrakcją naszej stajni.....

wtorek, 16 maja 2017

Fundacja i adopcje...

     Wielu z nas zastanawia się nad funkcjonowaniem fundacji ratujących ( niby ) zwierzęta....
Nie jeden z nas przesłał mniejsze czy większe kwoty na ich konta pod hasłem ratowania tego konika czy tamtego psiaka... sama nie jednokrotnie tak robiłam.
Nie miałam jednak okazji "bliższej" współpracy....
     Cóż, okazja nadarzyła się kiedy od koleżanki dowiedziałam się o trzech kucykach dla których obecna opiekunka z powodów zdrowotnych szukała nowego domku...
Wiedziona odruchem serca i namową córki która najchętniej założyła by "kucykolandię " skontaktowałam się z kobitką i szybko nawiązałyśmy nić porozumienia ;-)
     Szczęśliwa kobieta że nie musi rozdzielać kucyków, zgłosiła moją kandydaturę do towarzystwa.
Powiedzmy że szybko ... dostałam formularz adopcyjny, w rozmowie z jedna z Pań opisałam panujące warunki  i nadmieniłam iż chciała by mieć adnotację w umowie iż mogę użytkować konie w rekreacji - czytaj nie do tyrania tylko jako maskotki - aczkolwiek chciałam uniknąć sytuacji w której dzieciak wsiądzie mi na kuca, wstawi fotkę na FB i już będzie afera.....
Pani stwierdziła że w sumie to Ona nie ma nic przeciwko żeby zdrowy koń nie mógł "chodzić" w rozsądnych limitach czasowych.... ( a ja już go chciałam do pługa zagonić i użytkować w siodle 24h ;-( )
Ok... została zlecona wizyta adopcyjna.... zadzwoniła do mnie Pani aby się na takową umówić .
Sobotnie ustalone spotkanie zostało odwołane przez Panią X i przeniesione na niedziele.
Poinformowałam iż będę w stajni ok 15 ponieważ biegnę półmaraton i poprosiłam o wcześniejszy kontakt...
Miałam jakieś połączenie w trakcie biegu nie odebrane ale czy to to ?
Około 14:30 jak podjechałam pod stajnię, moja córka która tam od rana była poinformowała mnie iż wizyta się odbyła ... ?

      Pani z którą rozmawiałam nawet nie wysiadła z auta ( wcześniej wspominała coś "zepsutej" nodze )
Do Nikoli wyszedł jakiś sympatyczny Pan który na samym początku przyznał się iż o koniach nie ma pojęcia ale ok... Przyglądając się Denarowi ( pączek w maśle) stwierdził że mu żebra widać, po czym stwierdził że jednak chyba tak światło tylko padało...
Flicka dla niego była wychudzona i strasznie jej żebra widać .... folblut ? nie widziałam takiego co ma żebra pod tłuszczem schowane...
Mescal ? Jaki on pogryziony !!! Czemu ??? wytłumaczyła Nikola że ustalają sobie hierarchię konieły i że to im przejdzie...
Ok... i tyle z wizyty...
Ani w niedzielę ani w poniedziałek nie doczekałam się żadnej odpowiedzi...
Zniecierpliwiona ( we wtorek miałam jechać z koleżanką po kucyki ) zadzwoniłam do opiekunki która również już zniesmaczona zadzwoniła do Pani z fundacji z prośbą o decyzję .
      Niestety.... nie okazałam się godna.... moja stajnia z nowiusieńkimi  boksami, dość dużymi na moje konie, nie okazały się dobre dla fundacyjnych kucyków ...
 
   -  Nie zdążyłam z wykończeniem ;-( zapomniałam tapet położyć czy co ??? ) - Każdy widzi na FB i na blogu fotki - tylko góra na siodlarnie nie wykończona...
   
    - Drewniana podłoga w boksach ... feeee .... na bank nie dość zdrowa ...
   
    -  Wodę biorę od sąsiadki i zbieram deszczówkę której ostatnio nie brakuje... okazało się że "nawet wody jeszcze nie mam"...
   
    - Nie ma nikogo kto by tam mieszkał przy stajni... za mało że całymi dniami a sąsiedzi mają baczenie... powinnam materac i śpiwór przywieźć chyba i w stajni spać.
Maaaasaaakra !!! Dobrze że wszystkie inne stajnie tak nie mają !
 
    -   Prawie 1.5 hektara to pewnie też za mało ;-(

    -   aaa i na bank zaplanowałam sobie "zamęczyć" te biedne malutkie stworzenia.... ;-(
   
    - no i chciałam wziąć wszystkie 3 razem ! Dziwna ze mnie baba !!! Na kabanosy pewnie zbieram.....

Teraz już wiem że wszyscy którzy mi mówili żebym nawet nie zaczynała z fundacjami ... miel rację ...
Naprawdę stać mnie na to żeby kupić kilka kucyków !!!
 Chciałam pomóc kobiecie i konikom zapewnić dożywocie na zielonej trawce wśród kochających ludzików !
Nie udało się i już wiem że nie warto... tym ludziom nie zależy na dobru koni... na czym ??? naprawdę nie wiem .........

POZDRAWIAM WSZYSTKIE FUNDACJE !!!

sobota, 13 maja 2017

Denar czyli koń którego nikt nie chciał...


W stajni w Nowym Targu gdzie stacjonowałyśmy, mieszkał sobie w pensjonacie kuń imieniem Denar...
Kuń podobno nie reformowalny który pozwalał jeździć na sobie tylko w stępie....
Byłam nawet świadkiem w zeszłym roku jak pani weterynarka go oglądała i nie stwierdziła żadnych wad fizycznych które mogły by być przyczyną ... Tylko psychika mogła być zachwiana...

Od przynajmniej 2 m-cy słucham w stajni że obecni właściciele konia już nie chcą i mogę go mieć za grosze bo koń ma iść na kabanosy.... Serce mi się ściskało, dodatkowe jabłko miałam zawsze dla Denara ale stanowczo odmawiałam, wiedząc iż nie jestem na tyle doświadczona aby dać sobie radę z problematycznym koniem.
Konik w boksie i obejściu bardzo grzeczny zresztą , może trochę bojaźliwy ale chętnie dawał kopytka i dawał się czochrać z chęcią .

Cóż ... za każdym razem z bojaźnią patrzyłam czy Denar nadal zajmuje swój boks, aż pewnego dnia dostałam info iż są jego właściciele i że kazali konia uśpić !!!

Tego już było za wiele ! Z ryczącą Nikolą zadzwoniłyśmy do Taty z informacją i bijącym sercem czy pozwoli nam zabrać Denara do domu.
O dziwo usłyszałam tylko pytanie czy wszystkie "odpady" zamierzam zbierać z okolicy ;-/ ?

Zrobiłam śledztwo ... Koń bity metalową pałką po głowie, kastrowany na żywca !? ( wet stwierdził że to nie możliwe), zajeżdżony na siłę w 2 tyg. i wiele innych informacji zniechęcających mnie do konieła.
Co Kasia zrobiła ????
Oczywiście zabrała Denarka do domu ;-)
W pierwszy dzień kolorowo nie było... Denar z Fliką stworzyli nie rozłączną parę.
Wszystko było by ok gdyby nie to iż Flicka zaczęła się " grzać" a Denar przypomniał sobie że kiedyś był ( mam nadzieję ) ogierem... co za tym idzie biedny Mescal zaczął im przeszkadzać ;-(
Biedaczek cały został pogryziony i skopany! Nie pomagały groźby pod kontem Denara że oddam go na kabanosy !!! ;-P
Na szczęście na drugi dzień był tylko jeden ślad po kopnięciu a na trzeci dzień niespodzianka ! :

Wreszcie dom !!!


Nareszcie koniki u siebie ;-P

Stajenka stoi, brakuje jeszcze poideł ( czekamy na wodę ) na razie mamy wannę i beczki z deszczówką której ostatnio nie brakuje, niestety.
Gdyby nie deszczowa pogoda stajenka stała by już dawno...
A tak zaczęliśmy prace związane z budową 5.04.2017, i tak chyba poszło nie źle.

Kilka fotek i  pomysłów co do stajenki.
Mamy 6 boksów wielkości 3m x 3,5m, 2.6m x 3.5m i 2m x 3,5 m
korytarz 2.5 m - z odpływem wzdłuż.
Zamówiliśmy kable grzewcze do rur do poideł, dzięki którym woda nie będzie nam w zimie zamarzać, mam nadzieję bo tanie nie są ...

Na podłogę zdecydowaliśmy się na klocki drewniane, na razie 3 boksy zrobione tylko, ale powolutku... zobaczymy jak to się będzie sprawdzać ale na pewno opcja najzdrowsza, na maty jednak się nie zdecydowaliśmy za radą weterynarzy i innych dobrych duszyczek.
Klocki kładliśmy na betonie, bez żadnych klejów, ułożone dość ciasno aby się nie ruszały ale nie na tyle żeby je wypychało w górę po tym jak spuchną od moczu końskiego.
Ważne żeby miały tą samą wysokość, nie ważna szerokość - to tylko dla nas utrudnienie z układaniem " parkietu " ;-P
Oczywiście ścielimy dodatkowo słomą i sianem którego mamy w nadmiarze w starym domu.
Tam też robimy boksy dla .... ??? O tym mam nadzieję nie długo.
Ogrodzone na razie mamy ok 0.5h razem z prowizorycznym maneżem trawiastym - w przyszłości chcemy teren wyrównać i zrobić maneż piaskowy.
A tak wyglądały postępy w budowie:

sobota, 29 kwietnia 2017

Końskie zdrowie - hit czy mit ?


Mogła bym tu opisywać 1000-ce końskich przypadłości ale po co ?
Internet zalewa nas informacjami o objawach i leczeniu danej choroby.
I jak najbardziej polecam czytać tego typu posty, zawsze coś nam tam zostanie w głowie i będziemy mogli szybko zareagować na niepokojące objawy. Oczywiście ZAWSZE warto wezwać weterynarza , aczkolwiek z czasem nauczymy się ignorować błahostki a przede wszystkim starać się  zapobiegać końskim przypadłością.
Jednakże miał być to post przede wszystkim oparty na własnych doświadczeniach początkujących koniarzy.
Na początku  będziecie panikować jak tylko koń źle stanie, kichnie, jęknie, wyjdzie mu krosta itd...👅
A nie daj Boże jak zakolkuje.....
Flice zdarzyło się to już 2 x !!!
Czemu ? nie wie tego nikt... prawdopodobnie jednak przyczyną było jedzenie...
Jak karmić księżniczkę o delikatnym żołądku ? Na pewno trzeba poświęcić więcej starań aby zapewnić dobrej jakości pasze i jej odpowiednią ilość .
Każdy "hodowca" ma swoje mądrości i swoje racje , jednego jestem pewna - mniejsze ilości a częściej a nie raz dziennie na noc sam owies jak u Wiedźmy !
Zwłaszcza młode konie muszą dostawać większe ilości paszy treściwej ! ONE ROSNĄ !!!
Owies sam w sobie dodaje energii i serwowanie w za dużej ilości koniom które ruchu nie mają za dużo może spowodować małe ADHD 😁nie spowoduje on przyrostu mięśni.

Mieszać go można np. z wysłodkami buraczanymi które wcześniej moczymy!, Nie wiedząc o tym podkarmiałam dzieciaki, ( na szczęście tylko małymi ilościami jako nagrodę ) nie wiedząc że większa ilość zjedzona przez konia "spuchnie" w jego żołądku powiększając kilkukrotnie objętość co może skutkować jak wiadomo kolką a nawet rozerwaniem malutkiego przecież żołądka !

Ale jak wiadomo konie muszą mieć stały dostęp do wody i siana !!!
Ew. sianokiszonki ale UWAGA !!! Nie może to być mokra sianokiszonka która jest przeznaczona dla krów ! Siano kiszonka prawidłowo przygotowywana dla koni jest prawie sucha, pachnąca jabłuszkiem ... Sprawdzony dostawca to podstawa.
I najlepiej mieszać na przemian - siano z sianokiszonką.
Pamiętajmy że złe żywienie skróci żywotność naszego konia, spotęguje wydatki na leczenie i nas nabawi wrzodów żołądka !
Może się nam wydawać że wszystko jest ok, ale mam przykład że Mescalowi ( Małopolak) nic nie jest na tym samym jedzeniu po którym Flicka dostanie kolki.

Rynek zalewa nas teraz paszami specjalistycznymi na różne dolegliwości , dla różnych koni w różnym wieku jak musli i inne dodatki.... Jasne, możemy dodawać te specjały ale pamiętajmy że konie są z nami od wieków a kiedyś nikt nie wymyślał wspaniałych dodatków na.... i do....
Więc wszystko z umiarem i rozsądkiem... NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ !!!

czwartek, 27 kwietnia 2017

Folblut czyli koń pełnej krwi angielskiej - Psychika


Jak wiadomo nasza Flicka to folblutka... tak, jak to bywa zazwyczaj u koni tej rasy -  koń po torach.
Na szczęście jej kariera nie trwała długo bo jak wiadomo tam się nie "patyczkują" z czterokopytnymi.
Koń ma jedyne zadanie pędzić do przodu za wszelką cenę. Nie byłam nigdy na takim treningu ale nie jest tajemnicą iż większość koni po karierze wyścigowej ma zwichrowaną psychikę, wrzody na żołądku i inne problemy.
Generalnie też mówi się że im bardziej szlachetna krew tym koń jest bardziej "wydelikacony".
Nasza Ekscelencja niestety nie jest wyjątkiem😛

Psychika - na dzień dzisiejszy koń zaskakuje swoją statecznością.
Nawet weterynarz który do nas przychodzi mówi że jest to niespotykane żeby koń pełnej krwi angielskiej był taką siłą spokoju.
Od reguły jak widać są wyjątki, więc nie zakładajmy nigdy że dana rasa MUSI odpowiadać przyjętej charakterystyce.
Moim zdaniem jednak, jeśli kupować folbluta to tylko i wyłącznie młodego który jeszcze nie zdążył się "zepsuć" na torach , lub oczywiście takiego który nigdy tam nie trafił.

Nie łudźmy się też że koń choćby najgrzeczniejszy nie będzie miał gorszych dni 😀
Pominąwszy kilka prób swojej siły i moich umiejętności, Flicka miała do tej pory dwie sytuacje które dały poznać jej charakterek.

Pierwszą było, jak przyjechał szczepić ją wet który wcześniej w tym dniu szczepił jak się okazało 120 psów.
Moja "siła spokoju" jak tylko poczuła psią woń którą przesiąkł doktor, dostała szału.
I to dosłownie ! 3 osoby nie mogły utrzymać filigranowej ekscelencji 😝
stawała nam dęba, machając mi kopytami przed twarzą, przesuwając swoją piersią całą belę sianokiszonki.... Jak udało nam się w końcu zaszczepić do tej pory nie wiem... zwłaszcza że doktor był już u niej nie raz i teoretycznie znała go a psiaki też nie są jej obce.
Jednak widocznie co za dużo to nie zdrowo, zbyt duża ilość różnych psich zapachów nie była przyjemna.

Druga sytuacja miała miejsce dzisiaj kiedy wezwałam innego weta z powodu sytuacji którą opiszę później.
Szukając przyczyny dolegliwości Flicki zostałam poproszona o przyniesienie siodła.
Jakież moje zdziwienie było kiedy kładąc jej siodło na grzbiecie, zostałam poczęstowana prawie kopytami z wystrzelonego zadu... koń OSZALAŁ !
Oczywiście zrzuciła siodło, urządzając istne rodeo ... chmmmmm... czyżby mimo wcześniejszego badania chodziło o plecy ?
Druga próba skończyła się dokładnie tak samo... wpadłam na pomysł przyniesienia czapraka i podkładki pod siodło...
Cóż ... koń stał grzecznie jak zawsze, nawet po położeniu siodła !
Dziwna i śmieszna sytuacja ale stwierdziliśmy z doktorem że najwyraźniej naszej księżniczce nie podobał się dotyk zimnego siodła na cieplutkim grzbiecie 😂

Generalnie Flikusia jest koniem troszkę strachliwym ale bez przesady... szybko daje się odczulić na STRASZNE rzeczy 😏
W terenie grzeczna,może iść jako "czołowa", choć chętniej idzie za zadem kolegi, samotne wycieczki też już nie są dla niej problemem, jak okazało się szybko, strumyk nie gryzie i nie każda gałąź próbuje ugryźć ... aczkolwiek na dzień dzisiejszy mamy problem z zaprzyjaźnieniem się z ... baranami !

Reasumując pamiętajmy że charakter konia i jego psychika zależy dużo od nas i od tego jak traktujemy naszych pupili, znęcając się nad naszym zwierzakiem nie oczekujmy że kiedykolwiek nabierze on do nas zaufania a zachowując się przy nim nerwowo i agresywnie zobaczymy szybko odzwierciedlenie siebie w jego zachowaniu.

BĄDŹMY TACY DLA ZWIERZĄT JAK BYŚMY CHCIELI ŻEBY ONE BYŁY W STOSUNKU DO NAS !!!





wtorek, 25 kwietnia 2017

Misz Masz.....

Trochę mnie ostatnio zatkało ;-) ... Ale i czasu było mało...
Trwa budowa więc jest trochę załatwiania.
Jak tylko się przeprowadzimy do Naszej stajenki OBIECUJĘ pisać regularnie ;-)
Na razie w każdą wolną chwilę staram się jeździć do stajni.
Jak tylko pogoda dopisuje ruszamy nasze konieły.

Flikusia jak to Folblutka nie dała się prześcignąć jak na razie ani jednemu konikowi ze stajni ;-P
ale, ale Mescal powoluuuutku daje radę ! Jako iż na naszych terenach nie brakuje górek i dolinek, dzieciaki świetnie wyrabiają sobie mięśnie.
Ale radocha z galopów na Flice jest straszna , zwłaszcza że na największym pagórku ona z niewielu dobiega na szczyt.
Ćwiczymy na lonży z czambonem i już powolutku są efekty, zakupiłyśmy halterki i całkiem nie źle nam to szło,  próbowałyśmy też jazdy na cordeo ... z marnym jak na razie skutkiem 😂
Szkolimy się też sami z naszą instruktorką Anią 💖
Sami zobaczcie , jest fajnie i śmiesznie  😂 😂 😂 koniecznie włączcie dźwięk !!!





a tak czasami jest w terenie  😂 

piątek, 7 kwietnia 2017

Ucieczka...

          Przyszedł 10.03 ... Wiedźma miała jutro jechać na kurs instruktorski... chciała kasę za układanie Mescala (???!!!) + kasę za marzec i weta.

Nie miałam jak podjechać więc ją o tym poinformowałam .

Dowiedziałam się że już prawie 2 tyg moje rumaki piją i jedzą ZA DARMO ! i że mam być z kasą !
Nadmienię iż mimo że jedzenie miałam mieć "w cenie" a na jej prośbę kupiłam 3 worki owsa, dodatkowo od siebie musli, witaminy i wysłodki.... Chyba chciała powiedzieć że jej konie jedzą za darmo jedzenie moich koni ... ale cóż ... ja koniom jedzenia nie żałuję, nie ich wina że ich Pani jest jaka jest...

Zaprosiłam ją do mnie jeśli nie może poczekać ani dnia... odmówiła.

Powiedziałam że nie jadę .... do czasu kiedy otrzymałam wiadomość że mam przyjechać bo przy okazji zamknę sobie swoje konie.....
Czyżby wspaniała miłośniczka zwierząt chciała szantażem wymóc na mnie przyjazd ?
Że co ? że nie schowa moich koni sama ? że wyżyje się na nic nie winnych zwierzątkach ?
Czy taka osoba powinna mieć w ogóle żywe stworzenia koło siebie ? Zwierzęta które muszą być zdane na jej łaskę czy nie łaskę, w zależności od humoru ???

DOŚĆ !!! Napisałam że będę wieczorem z kasą ...
Wcześniej zorganizowałam transport i ściągając mojego męża z pracy pojechałam zabrać konie.
Uprosiłam właścicieli poprzedniej stajni żeby zaś nas przytulili ( Wiecie że ona zadzwoniła tam już wcześniej z pytaniem czy mają miejsce dla nas bo ona nas nie chce bo jej nie płace ??? Kto na zdrowy rozum podkłada komuś " zgniłe jajo " ? ha ha ... ) Na szczęście poprzednim gospodarzą płaciłam i dogadywaliśmy się super więc miałam gdzie iść ...

TAK to była UCIECZKA ! Przed wredną wiedźmą !
Jak już spakowałam swoje rzeczy, zostawiając jej moje maty i pastucha  w prezencie,  zadzwoniłam żeby przyszła do stajni bo mój mąż czeka z kasą ( ja pojechałam bo nie ręczyłam za siebie)  , oczywiście nie miała czasu... kazała przyjechać do siebie...

Pojechał... nie skorzystał z zaproszenia na kawę , dał pieniądze za "szkolenie" , skomentował że w/g niego nic a to jej się nie należy ale skoro Kasia kazała ... zapłacił za weta i za 1/3 miesiąca marca.... ( chciała kasę za cały ) zabrał reklamówkę z resztą moich rzeczy i paszportami i z ulgą się pożegnał....

W kilka minut potem dostałam sms-a że jak tylko ureguluję pozostałą część pieniędzy to mogę odebrać drugi paszport...... !!!???

Możecie mi uwierzyć że mój mąż, siła spokoju, zawsze opanowany był ostatnią osobą o której bym pomyślała że SAM zadzwoni na policję !!!

Najbardziej żal mi jej rodziców ( zresztą bardzo fajnych ) , którzy chyba się nie spodziewali ( a może) że ich córcia mogła być powodem  wizyty tych że panów.

Szybciutko panna zwróciła paszport twierdząc, że ona zamierzała go oddać tylko chciała sprawdzić czy czasem nic jej ze stajni nie ukradliśmy !😩😱😆😮
I że ona życzy nam jak najlepiej i żebyśmy zaopiekowali się chorym ( zagłodzonym ? ) Mescalem...
Wyrażając opinię że wszędzie opieka nad nim będzie lepsza niż u niej, pożegnał się, chłodno wypowiadając zdanie że ma nadzieję jej więcej nie zobaczyć .....
Żebyście wiedzieli co dzieciom wypisywała na grupie obozowej z wakacji na FB ! np opis niby MOICH galopów :
pracowałam z nim już trochę a mama Nikoli jak to powiedzieć, w międzyczasie uczyła go galopować tak: kurcząc się, pochylając do przodu, obijając się mu o plecy, krzycząc ,,galop! galop" i pomagając mu bacikiem....
ech... łącznie z tym że wsiadłam jej na konia !
        Żenada, ale jakoś trzeba było wytłumaczyć dlaczego nie będzie na wakacjach dwóch koni na które dzieci liczyły .
Mam nadzieje że Was nie zanudziłam tym tematem ale traktujcie go jako ostrzeżenie przed podobnymi sytuacjami, a swoją drogą ulżyło mi na sercu po tym jak mogłam wylać swoje "żale" na komputer ? A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE !!!



Wiedźma cd.....


          Kobieta w pewnym wieku, która ma przerost formy nad treścią w połączeniu z urażoną dumą i staropanieństwem... to nie jest dobre połączenie....
       Czarę goryczy przelało kiedy z jej koleżanką ( pod wiedźmy nie obecność ) poszłyśmy w teren, ja na Mescalu a koleżanka na wiedźmy koniu OSOBISTYM !
Na sam koniec na prośbę towarzyszki zamieniłyśmy się koniami na 5 min.
Chciała zobaczyć jak moje młode cudo chodzi... Nie namyślając się wiele ( bo po co ) wysłałam jej fotkę która świadczyła o tym że siedzę na jej " facecie" ... OMG, żal mi było dziewczątka które popłakało się po tym jak dostała opie... że użyczyła mi konia !!!
Kasia nie jest jeźdzcem którego ona chciała by dla tego konia !!!
         A TO JEST KOŃ TYLKO DLA INSTRUKTORÓW a nie dla każdego....
Oczywiście po tych 5 min, jako "gorszy sort" zepsułam konia ;-( przepraszam!
Zastanawiam się jakim prawem byłam godna  sprzątać mu boks !😲

Tego było za wiele.... zadzwoniłam po jej kolejnej głupiej wiadomości i usłyszałam że ONA się nie zgadza na to żebym ja układała konia jeśli mam go użyczać na obozy dla niej  i ma dla mnie kilka propozycji ....
1. zabieram konie do innej stajni...
2. nie wiem co chciała powiedzieć bo nie dałam jej dokończyć ... Ufffff , powiedziałam że tak ! poprosiłam tylko o czas do końca miesiąca żebym mogła coś znaleźć.

Rano miałam telefon : Mescalowi coś jest! Nie pije, nie je, jest osowiały, ma zapadniętą słabiznę i spuchnięty kręgosłup ( niby po tym jak dzień wcześniej byłam z nim 1,5 h w terenie  - TAK SIĘ NIE ROBI z młodym koniem !!!)
W panice zadzwoniłam po weta.... nie mogłam jechać tam w ten dzień.
Dzwoni doktor ze stajni : Pani Kasiu o co chodzi ??? opowiadam co mu podobno mu jest bo jej jeszcze nie było...  Coooo ? gdzie ONA widzi takie objawy ??? mówię mu o wczorajszym terenie ... może mu zrobiłam tym krzywdę ? zaczął się śmiać .... bardzo dobrze ! koń ma dużo chodzić ! nic mu nie będzie ! Jak niby miałam go zepsuć ??? Uffff.... kamień z serca....
WTF ??? Dzwonię jeszcze raz popołudniu do weta .... dopytuję czy aby na pewno konikowi nic nie jest ... jesyne co usłyszałam : DAJCIE MU WIĘCEJ JEŚĆ ! on jest za chudy, młody koń rośnie, potrzebuje więcej jedzenia !!!! Ręce mi opadły....

I tu wyszedł znowu mój brak doświadczenia bo dałam się omamić wiedźmie która twierdziłą że 3 x dziennie karmienie (tak jak w poprzedniej stajni dostawały konie ) to dużo za dużo,  ( zresztą dlatego konie w tamtej stajni mają ADHD ) tutaj oprócz siana, sianokiszonki dostawały owies ( tylko ) na wieczór...

Ten sam dzień późny wieczór ( ok 22:30) dostaje kolejne info żeby zainteresować się Mescalem bo schudł, nie pije i nie je....
Na sygnale wzięłam męża i pojechaliśmy ... Za radą koleżanki wzięłam ciepłą wodę z cukrem po drodze kupiłam jabłka , marchewki żeby tylko zjadł cokolwiek...
Jakież było moje zdumienie jak zobaczyłam że koń normalnie pije, siana nie ma w siatce którą rano zostawiłam pełną, z chęcią schrupał 4 jabłka i kilka marchewek.....

O NIE !!! JĘDZA zaczęła najwidoczniej grać na moich emocjach !!!! Jakim trzeba być człowiekiem żeby tak robić ???


Wiedźma...

     No więc .... pogodzona że konieła mam NIE RUSZAĆ , dalej bawiłam się z nim z ziemi...
Lonża, spacery, pieszczenie ... mijały kolejne dni a ja nadal nie doczekałam się informacji o planowanych treningach z Mescalem... ;- (

Natomiast moje dziecko obrażone że nie dość że Flickę kupiłam w tajemnicy i jeździłam na niej przed nią a teraz "zaliczyłam" jako pierwsza Mescalątko, wymogła na mnie obietnicę że wsiądzie jako "druga" na srokacza.
   W momencie jak powiedziałam o tym "Super Pańci od układania koni" usłyszałam.... "za późno"... eeeee ??? Czyż nie mówiłam że chciałam być przy każdej takiej próbie !!! ???

        Ok... byłam zła... do czasu kiedy poruszyłam temat przy jej pomocniku... i co ? konsternacja ! Jedno na drugie spojrzało i... już wiedziałam że Pańcia tyłka nie posadziła nawet na Mescalu !
Nie pierwszy raz "zeznania" ich różniły się ze sobą .... nie dziwie się chłopakowi któremu poniekąd zależy na "pracy" i generalnie chwali się jego lojalność wobec wiedźmy ale, jak to mój mąż na koniec JĄ podsumował ... pinokio ! nos Ci rośnie ;-P
Mogę uwierzyć co najwyżej że chłopak próbował z uprzężą do wozu z nim ... ale to tyle...

         Po kilku takich dziwnych sytuacjach i kolejnych dniach kiedy to intensywne treningi bez mojego udziału trwały w najlepsze ( chyba nocą ) , zaczęłam ponownie przewieszać się przez grzbiet mojego "dziecka" i wsiadłam ponownie... ;-P tym razem bez "łydki"....
Mój mąż trzymając dzielnie lonże przeprowadził Mescala ze mną na grzbiecie tam i z powrotem ... i co ??? i nic ;-) NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY JAK GO MALUJĄ ! Dzieciak dał mamie spokój z nauką latania ;-)
I tak poszło już jak z płatka .... i w tym problem ...
Poszłam z Mescalem i Flicką na spacer... w teren... raz .... i drugi.... dałam w końcu do zrozumienia "wiedźmie" że sama się zajmę Mescalem we własnym zakresie bo konik jest mega grzeczny i fajnie reaguje na pomoce.
         I tu się zaczęło !!! Piekło.... ale ją .... urażona duma zabolała baaardzo.... oczywiście.
Dostawałam wiadomości że dzięki niej konik chodzi na tak delikatne pomoce a ja WALIŁAM go od początku łydkami i bacikiem i galopowałam pochylając się do przodu !!!

Bo gdybyście nie wiedzieli galopując na młodym koniu nie wolno się pochylać do przodu ani jeździć w półsiadzie !!! Trzeba galopować w pełnym siadzie, obciążając mu młody kręgosłup i tłuc tyłkiem po jego zadzie !!!

          Argumentem przeciwko jeździe w półsiadzie było to że przy np.: potknięciu się konia nie utrzymam się i polecę przez łeb i szyję ... yyyyy ???

         Może nie jestem SUPER dżokejem ale od 12 lat jeżdżę w półsiadzie w galopie i żyję i nawet konie na których uprawiałam ten niecny proceder także.
Chyba że jest to styl West...

Tak ! Jeśli masz dobry dosiad powinnaś "wysiedzieć" galop na koniu... wtedy nie tłuczesz mu po plecach tyłkiem.  Z tego co wiem półsiad jest także bardzo wskazany w terenie...
         Naturalne dla mnie było ( co zresztą potwierdziły osoby bardziej doświadczone od wiedźmy ) że konikowi który dopiero zaczął pracę pod siodłem trzeba oszczędzać takich wrażeń!
No ale cóż ... ja się przecież nie znam......

czwartek, 6 kwietnia 2017

Pierwsze próby w siodle ;-P

   
        Ponieważ Mescal od początku miał podobno problemy z zapinaniem popręgu, starałam się ćwiczyć z nim to prawie codziennie...

 Ewidentnie chłopakowi to się nie podobało, brykał, kopał, zrzucał siodło.
Generalnie próbował na ile może sobie pozwolić w walce ze mną ;-)

        Samo położenie siodła nie stanowiło większego problemu, zaczynał się on kiedy próbowałam choćby łapać za popręg. I tu znowu zdało egzamin pieszczenie i głaskanie.

Pamiętajmy że koń świetnie odczytuje twoje zdenerwowanie które od razu udziela mu się w dwójnasób.
Zawsze podchodź do konia rozluźniony i opanowany, on będzie reagował na każdą Twoją zmianę nastroju. Kiedy boisz się konia on też to czuje ! Jeśli będziesz przestrzegał podstawowych zasad w kontaktach z końmi, nie stanie Ci się żadna krzywda. Chyba że mamy do czynienia z koniem na którego psychice zostały odciśnięte ślady znęcania się człowieka !
Jeśli koń Ci nie ufa a nie ma gdzie uciec,kopie, gryzie to on po prostu chce się bronić .

        Powolutku dzień za dniem Mescal pozwolił sobie na coraz ciaśniejsze zapięcia popręgu.
A że moje cztery litery swędziały mnie bardzo pewnego dnia będąc z Nikolą w stajni postanowiłam podjąć próbę "przewieszania" się przez konika ( tak podobno na początku trzeba robić ... tylko kiedy ten "początek miał nastąpić w/g pewnej Pani ? )
Nikola trzymała lonże a ja stojąc na schodkach zaczęłam wspinać się na siodło 😛
Mescal stał i nawet nie drgnął uchem... więc wisiałam przewieszona, zeszłam,wisiałam, zeszłam, wsadziłam stopę w strzemię.....
i co ???
i nic, Mescal nawet się nie poruszył... nie wiele się zastanawiając ( mimo protestów córki ), obciążając najpierw delikatnie strzemię, powoli posadziłam tyłek w siodle...
i co ??? i nic.... dale nic....
Hmmm.... posiedziałam kilka sekund pilnując aby nie robić gwałtownych ruchów, pochwaliłam i zeszłam.
Zdjęcie użytkownika Katarzyna Górka.  
Widzicie ten wyraz jego "twarzy" ? uszy położone po sobie czyli UWAŻAJ nie podoba mi się to !
Mój uśmiech oczywiście mówi sam za siebie .

I na tym powinnam poprzestać w tym dniu ! Ale ja jak to ja, posadziłam moją "szanowną" ponownie.
A że Mescal stał sztywny jak pień, poprosiłam Nikolę żeby zrobiła kilka kroków ... i zrobił, opornie troszkę ale ruszył😀 Mnie oczywiście było mało więc postanowiłam "dać mu łydkę" ...
i co ????
      No i  zaczęło się !!! Ja chciałam nauczyć Mescala chodzić pod siodłem a Mescal postanowił uczyć mnie FRUWAĆ ! Byłam przez chwilę  trochę oporna ponieważ udało mi się utrzymywać w siodle w którym czułam się jak w kołysce bo chłopak wyrzucał raz przednie, raz tylne nogi próbując pozbyć się problemu z grzbietu👅
Może nawet udało by mi się to brykanie wysiedzieć ale moje nieporadne próby skończyły się tym że dostałam końską głową w nos i poleciałam😯
Do tej pory nie wiem jak to się stało ale mimo kasku miałam guza na głowie! I niestety "zepsułam" palca który już ponad miesiąc boli 😞
Ojjjj ... dostało mi się potem że hej !!!
Oczywiście z perspektywy czasu NIE ŻAŁUJĘ !!! do tej pory bym tylko go pieściła !

środa, 5 kwietnia 2017

Zajeżdżanie cd. czyli jak się dobrze sprzedać nie robiąc nic...

           
           Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz dałam się naciągnąć na pomoc przy koniu "instruktorce" widmo, której ani raz nie widziałam ani na moim koniu ani pracującej z moim koniem ;-) a dzięki której WSZYSTKO co dobre było jej zasługą 😀

Tak jak wspomniałam w poprzednim poście pracowałam z Mescalem prawie codziennie, bawiąc się na różne sposoby.
Niewiele byłam w stanie sama go nauczyć jako prawie zupełny laik ale ćwiczyliśmy to czego Mescal nauczył się w poprzednim miejscu pobytu ( przynajmniej tak myślę, bo nie sądzę iż tak świetnie od razu reagował na moje polecenia ;-)

       Od początku potrafił się cofać, reagował na polecenie stój, nauczył się komendy "do mnie ", podawania kopytka na komendę "przywitaj się " ( nie powiem, ostatnią podpatrzyłam u innych koni w stajni ) itd...

Za każdym razem słyszałam : widziałaś jak Mescal potrafi to i tamto ? pracowałam z nim ! Ćwiczyliśmy...

Hola hola ... po pierwsze JA ćwiczę z nim to od 1 dnia...
po drugie pytam KIEDY ? skoro byłam codziennie prawie do zmroku ...
po trzecie DLACZEGO nie wiem o "rzekomych" treningach z moim koniem, skoro prosiłam o to wielokrotnie od samego początku ?

Cóż.... pytając co chwilkę kiedy zaczniemy z nim pracować jedyną odpowiedzią którą dostawałam było pouczanie mnie iż zajeżdżanie konia nie jest taką prostą sprawą i przeprowadzone prawidłowo trwa do kilku miesięcy i generalnie nie powinnam się wtrącać !

   Nadmienię iż właścicielka sama brała instruktorkę przez wielkie I ( potwierdzam) do swoich koni, treningów skokowych i poprawiania swoich umiejętności ( co oczywiście bardzo się chwali) ale gdy chciałam zapytać dziewczyny o pomoc przy Mescalu, zostałam zakrzyczana ze ona nawet nie wie czy ona to umie ( dziewczyna której rodzina tradycję konną kultywuje od pokoleń, wygrywa konkursy i szkoli konie ... ) i ja obie nie zdaję sprawy ile się bierze za taką pracę w której ryzykuje się własnym zdrowiem i życiem !!!

Abstrahując NIGDY nie widziałam jej na koniku do którego głównie brała instruktora, bała się, nie potrafiła ? jeździła na nim instruktorka, jej koleżanki niektóre i chłopak który jej pomagał.

 Ok...
Plan jej i tak był taki że chłopak który jej pomagał, miał wsiąść na konia pierwszy raz...
Również usłyszałam kilka razy że dobrze by było żeby jej były chłopak przyjechał i nam pomógł, ponieważ on już to robił wiele razy ???

Coraz bardziej mi się wydawało że chyba dłuuugo będę czekała na możliwość jazdy na moim koniku 😕,,,

wtorek, 4 kwietnia 2017

Praca z młodym koniem ... etap 1 - "pieszczenie" ;-)


        Jak już pisałam wcześniej ( a może nie ;-) Mescal był koniem "surowym" ... jak to się mówi "przyjął siodło i wędzidło" a to już coś 👅

    Nigdy nie miałam możliwości pracy ani nawet przyglądaniu się "zajeżdżania" młodego konika , więc miała mi go układać właścicielka która "niby" dwa swoje sama układała.

        Umówiłyśmy się na określoną kwotę, koń w lutym miał być TYLKO pieszczony , marzec, kwiecień jej praca z koniem a początkiem maja obiecane miałam że dosiądę w stępie mojego rumaka 😀

Jako iż nie wykluczałam że kiedyś może kupię konia młodego i sama będę chciała go układać , poprosiłam "wiadomo kogo" żebym miała informację  o każdym treningu z Mescalem ponieważ chcę chociażby biernie się przyglądając , uczestniczyć w miarę dostępności czasu....

Więc  pieściliśmy ...
Był to dobry czas na oswajanie się konia z nami.
W stajni byłam prawie codziennie, dużo pracowaliśmy na lonży.
Jak szybko się okazało poprzednia właścicielka u której był ponad rok czasu , poświęcała mu chyba trochę czasu na trening ponieważ konik świetnie reagował na głos😛
ponadto bardzo szybko uczył się nowych " sztuczek".
Zdjęcie użytkownika Katarzyna Górka.   Super reagował na słowa stęp, kłus, galop, nie popędzany nawet bacikiem.
Jeśli koń tego nie umie trzeba odpowiednio łączyć ze sobą głos z pomocami ( w tym przypadku batem do lonżowania )
Pamiętajmy że bat nie służy do bicia !!!

Wystarczy że delikatnie dotkniemy zadu końskiego końcówką bata !
Generalnie jest tak że im wyżej podniesiemy rękę z batem tym koń powinien  reagować szybszym chodem.

Wielu doświadczonych "zajeżdżaczy" koni pukało się po głowie ... czemu nie zacząć pracy w siodle wcześniej ?  po co tak długi okres "pieszczenia"....
Z perspektywy czasu nie żałuję, co nie znaczy  że uważam to za konieczne i zawsze tak będę robić.
Duuużo wspólnych spacerów zaowocowało 💜  koń podobno jeśli się dobrze czuje w danym otoczeniu i ufa Ci to będzie się tarzał przy tobie a z czasem nawet kładł się przy Tobie.
❤💙💜💚💛💖💓♡💙💜💚💛💗💖❤💙💜💚💛💗💖❤💙💚💛💗💖❤💙💜💚Zdjęcie użytkownika Katarzyna Górka.Zdjęcie użytkownika Katarzyna Górka.
Jeśli znajdziecie jakieś błędy które nieświadomie popełniam w pracy z koniem to piszcie !
Ja też się dopiero uczę !
Nie korzystam z gotowych artykułów, opieram się tylko i wyłącznie na własnym doświadczeniu i własnych błędach. Jeśli będę przytaczać czyjeś teksty będę Was o tym informować !

niedziela, 2 kwietnia 2017

Jazdy, obozy... czyli własna działalność ....

         Kupując własnego konia (Konie) i decydując się na budowę własnej stajni , musimy zadać sobie pytanie czy chcemy koniki mieć tylko dla siebie czy chcemy wykorzystywać je do prowadzenia "biznesu" czyli jazd , obozów , kolonii itd....

Dlaczego jest to takie ważne ?

po pierwsze - Firma - powinniśmy mieć własną ....

po drugie - jeśli chcemy prowadzić jazdy powinniśmy mieć papiery instruktora i co za tym idzie UBEZPIECZENIE podopiecznych !!! Jeśli z jakiś względów nie chcemy lub nie mamy możliwości zdania egzaminu MUSIMY zatrudnić taką osobę !

Nikola była na obozie na którym żadne dziecko NIE MIAŁO ubezpieczenia !!! Co za tym idzie właścicielka nie miała "papierów" instruktora !
     Oczywiście głupotą z mojej strony było zgadzać się na ten obóz ale bardzo chciałam żeby Niki była ze swoimi końmi.... nie chcę myśleć co stało by się gdyby zdarzył się jakiś "incydent" ....

po trzecie -  Dzieci jadą na obóz konny żeby się uczyć, jeździć, pieścić i przebywać maksymalną ilość czasu z konikami !
A poza tym czasem trzeba im zapewnić inne zajęcia !

Jeśli ktoś pisze że jest to 5h dziennie a w tym jest tylko 1h jazdy w siodle a większość czasu ma "czas wolny" czyli siedzenie w pokoju i zajmowanie się sobą to przepraszam......

Często godzina jazdy w siodle polegała na tym że osoba lepiej jeżdżąca lonżowała tą początkującą ;-/
a do tego jeśli cena obozu jest taka sama jak w przypadku szanowanych i uznanych ośrodków jeździeckich.....!? zdecydujcie sami......

Śniadania i kolacje dzieci miały przygotowywać sobie same (dzięki Bogu za Mamę i Tatę które dbały o gotowy gorący obiad ;-)
         W tych 5 h jest jeszcze sprzątanie boksów, lonżowanie koni właścicielki ( na które nikt nie ma prawa wsiąść oprócz "instruktorów" i co najważniejsze : dzieci ( bo przecież są w miarę ogarnięte) chodziły SAME po ciemku , sprowadzać konie z pastwiska , chować do boksów, poić i karmić ... niby nie było daleko... a że na odludziu prawie .... cóż ...
Niestety za nie wykonanie czynności oczekiwanych np.: dzieci zapomniały dać siana na noc NAJWAŻNIEJSZEMU koniowi dzieci dostawały karę ;-( ok... tylko dlaczego zamiast samej dopilnować dzieciaki one za wszystko miały być odpowiedzialne ? może ogarnięte ale wciąż dzieci.

Wszyscy wiemy że dzieciakom nie potrzeba wiele do szczęścia ,ale bez przesady...My owszem także będziemy  z czasem robić jazdy, rajdy i obozy ale dołożymy wszelkich starań żeby były to niezapomniane chwile nie tylko dla dzieciaków ale przede wszystkim spokojne dla rodziców którzy będą miały pewność że ich pociechy są ubezpieczone, bezpieczne i szczęśliwe !

Piszcie jakie  życzenia mielibyście na każdym obozie , czekamy na sugestie , będziemy je w miarę możliwości wdrażać w życie...








piątek, 31 marca 2017

podłoże w stajni co i jak ?

Dzisiaj podzielę się z Wami nad moimi przemyśleniami na temat tego co w boksie na podłodze.....

W owej stajence angielskiej gdzie szczęśliwie stanęły moje dwa koniska właścicielka wpadła na pomysł mat gumowych położonych na środków boksów . Pomysł zaczerpnęła gdzieś ze świata ;-)

Miała na środku położone na betonie, NIE udane "wycieraczki" ? gumowe z dziurkami , które rzecz jasna wyglądały po jakimś czasie jak ażurowy , poszarpany ze starości babciny obrus ;-P

Ale iż pomysł nieco mnie zaintrygował pod względem praktycznym ( jako leniucha ) zaczęłam jak to mój mąż mówi " pochylać się nad tematem".
Znalazłam Pana pod tytułem : Z.P.U.H *STELMAR* Mariusz Sęk Swojczany 23 32-250 Charsznica  tel. kom 0602 618 206 E-mail:stelmarr@wp.pl
Oferują w sprzedaży maty hodowlane w dobrej cenie . O ile pamiętam mata o wymiarach 110 x 170 kosztowała mnie 100 zł.
Wyglądało to mniej więcej tak na ogłoszeniu ( zapożyczone z innego ogłoszenia ) 


Cóż ... wyboru musicie dokonać sami ale przedstawię MOJE za i przeciw :

Za :
- dobra izolacja ( maty są grube ok 3 cm )
- mają wszystkie atesty - są przeznaczone w szczególności dla bydła mlecznego.
- w środku zbrojone linkami stalowymi są praktycznie nie zniszczalne.
- na zewnątrz mają wycięte rowki  w kształcie kratki dla zmniejszenia poślizgu.
- możliwość cięcia na wymiar.
- nie robią się " kałuże" z moczu - fajnie spływa wszystko tymi rowkami.
- świetnie się z tego sprząta ;-)
- wypuszczając rano konie na padok, wystarczy że po nocy posprzątasz do czysta w boksie i gotowe !
- cena mat ;-P
- oszczędność na ściółce.
- najlepiej na  całej powierzchni boksu a nie tylko na środku.
- ilość obornika nam się zmniejsza kilkakrotnie więc możemy zbudować pryzmę i tam do jesieni składować "dobroci" żeby potem rozwieść po pastwiskach ;-)  O ile oczywiście nie mamy za dużo koniowatych ;-P

Przeciw:
- ciężkie !!! mata o podanych wymiarach waży ok 80 kg !
więc biorąc pod uwagę że przydało by się od czasu do czasu wypłukać zalegający bród pod nią ... cóż...
- Jeśli chcemy bazować tylko na gumie , musimy przemyśleć czy koniom będzie wygodnie na niej leżeć ?  Opinie są różne ale jednak większość jest za "ścieleniem"
             
                 Idealnie na gumie było by dościelać słomą , czyli wiadomo - więcej pracy, więcej obornika
alternatywą mat jest gumowa wylewka - podobno już droższa sprawa ;-(

Opcją jest jeszcze drewno ... idealne moim zdaniem podłoże , tylko jaka jest ścieralność ? Jak to realnie wygląda ?
Oczywiście nie może być bezpośrednio w ziemi bo szybko poziomy "klocków" będziemy mieć różne ;-P
ale jakby wtopić w beton ???

Wszystko to trzeba rozważyć samemu.
Ile masz czasu na poświęcenie sprzątaniu ?
Ile masz koni ?
Czy masz padoki na których koniki cały dzień będą wypasane ?

Sama jeszcze nie zdecydowałam , mam na to ok miesiąca czasu... mało... ale raczej jestem przychylna gumom .... co najwyżej będziemy dodatkowo ścielić ;-)

Jakie macie doświadczenia z nietypowymi rozwiązaniami ?
Piszcie ....










piątek, 24 marca 2017

Jaguar czyli Mescal

Wracając do naszych "końskich przypadków"...

Oczywiście "przez przypadek" oglądając ogłoszenia na " końskim"portalu , zobaczyłam takie łaciate cóś na którego widok serducho zabiło mi po raz kolejny....


Jak możecie się domyśleć  nie pozwoliłam długo pozostawić tego ogłoszenia samemu sobie ;-P
Zwłaszcza jak Nikola zobaczyła że konisko skacze ;-)



a było to jeszcze "przed" feriami...

Zaczęłam drążyć temat z właścicielką stajni o której mowa... po wielu rozmowach w których oczywiście ubolewałam nad cenami za hotel i brakiem stajenki " u mnie"  ustaliłyśmy że jeśli będę 3 x w tygodniu zajmować się sprzątaniem, karmieniem i wypuszczaniem koni oraz "oddam" jej konie na wakacje dla dzieciaków na obozy , to cena będzie na tyle dla mnie atrakcyjna że stać mnie będzie na oba konie ;-)

Gorzej było powiedzieć o tym mojemu mężowi !!!
O dziwo zgodził się nawet jechać z nami pod Warszawę oglądnąć konia !
Ja oczywiście znowu bym kupiła go "online" ale moja nowa "koleżanka" powiedziała ze nie pozwoli mi kupić kolejnego konia w ten sposób ;-/

Więc pojechaliśmy .

Z perspektywy czasu nie uważam iż było to konieczne w tymże przypadku ale ABSOLUTNIE Was do kupowania konia przez internet nie namawiam!!!
Wręcz przeciwnie ! To że moja intuicja okazała się dobra dwa razy nie znaczy że uda się za następnym razem !!!

Oczywiście 💗💗💗 konik skradł moje serducho !

Mój mąż później udawał obrażonego że niby pojechaliśmy go przecież tylko zobaczyć i on się nie zgadzał na zakup !!! Ale pieniążki na zaliczkę dał ;-P

Tak więc konisko jeszcze wtedy zwane Jaguarem razem z Flicką pojechało do swojego tymczasowego domu...  o czym wkrótce napiszę ...

Stajnia angielska za i przeciw...

Cóż...
Jeszcze przed przyjazdem Flicki do NT znalazłam ofertę pobytów feryjnych w nie opodal położonej miejscowości której podawać nie będę ze względów które mam nadzieje zrozumiecie na końcu naszego tam "przemiłego" pobytu co nastąpi w następnych postach.

Szybko porozumiałam się z dziewczyną która to prowadzi i ustaliłyśmy że Nikola pojedzie do niej na ferie razem z konikiem. A że wydawało mi się że prace na działce posuną się szybciej ;-( ,
umówiłyśmy się iż Flickę zostawię już u niej do wiosny żeby nie męczyć konika częstymi przeprowadzkami.
Wszystko zapowiadało się na sielankę ...
Najważniejsze że Nikola w większości była zadowolona z pobytu. ( później zajmę się nim osobno jako ostrzeżenie przed wyborami "ośrodka " dla dziecka.... )

             2 słowa o stajni i moich przemyśleniach ... 
stajnia angielska:
patrzyłam na nią pod kontem przyszłych planów budowy mojej.
I już wiem że  absolutnie nie chcę tego typu stajni u siebie !
I to nie ze względu na wykonanie w tym konkretnym przypadku tylko rodzaju "obiektu".
           
              Nie mówię nie w przypadku gdy powstaje ona w cieplejszym klimacie.
Na Podhalu nie jest to dobry pomysł. Brak jakiegokolwiek miejsca oprócz boksu, na zabiegi pielęgnacyjne, siodłanie itd. nie podoba mi się zupełnie. Głównie chodzi tu o naszą wygodę ;-P
Nie wspomnę o tym że cieniutkie ściany i brak dobrej izolacji rur skutkuje w zimie zamarznięciem poideł, przez co zmuszeni jesteśmy codziennie wchodzić do studni ( o ile takową mamy ) i nalewanie wody ze zwisającym soplem pod nosem.

Oczywiście nigdy! nie zdarzają się też sytuacje że źle postawione wiadro albo odpięty niechcący wąż nie skutkuje mokrym odzieniem które natychmiast zamarza przy temperaturze -15 st C. ;-)

Czy koniom jest zimno w takiej stajni ?
Chyba nie , aczkolwiek konie które w naszym klimacie już przebywają jakiś czas, porastają zimową sierścią przygotowując się do niskich temperatur.
Flicka niestety nie miała tego w zwyczaju , przebywała do tej pory w łagodniejszych warunkach więc jej sierść nie urosła nawet o milimetr... Czy było jej w związku z tym zimno ?
Mimu wielu prób porozumienia się z moją podopieczną , nie udało mi się uzyskać czytelnej odpowiedzi.
 ;-P

I ostatnia rzecz ... choćbyś miała najgrzeczniejsze na świecie konie , musisz liczyć się z tym że obgryzą i skopią Ci ściany drzwi itd....
więc albo będziesz co chwilę wymieniać skonsumowane i skopane elementy
 albo obijesz je blachą ;-P

Reasumując : NIGDY w naszym klimacie nie zdecydowała bym się na taką stajenkę  !!!









niedziela, 5 marca 2017

początków cd.

Więc... Flicka przebywała w stajni w Nowym Targu przez 3 m-ce...
Tam też pierwszy raz wzięłam Flickę na pierwszy samotny teren... cud, miód !
Dzwoniłam do Mareczka z ochami i achami że cóż on mi opowiadał .... jaki instynkt stadny ? jakie "nie bierz jej sama w pierwsze tereny " ? Marku ! Ona jest cudowna !
Za drugim razem w samotnym terenie kiedy spadłam ,Flicka mnie "przeciągneła"ze stopą w strzemieniu kilka kółek ( bardzo delikatnie ) więc nadal kochana ....
za trzecim i czwartym .... no cóż .... koń uparł się żeby mnie ... zabić ;-P
poznała teren , drogę do stajni .... i w momencie kiedy próbowałam zmusić ją żeby "szła" w odwrotną stronę niż stajnia... robiła zwrot o 180 % i galopem do stajni.... cóż... skoro to piszę to znaczy że przeżyłam....
Taka rada dla świeżo upieczonych właścicieli koni.... Nie myślcie że Wasz ANIOŁEK jak tylko
pozna teren i poczuje swoją siłę , zostanie aniołkiem ;-P

Ale nie zniechęcajcie się ! Co nas nie zabije to nas wzmocni !

Pamiętajcie jednak  ZAWSZE trzeba mieć kogoś kto ma większe doświadczenie niż my !
Kolejna rzecz ... nie jestem nadal pewna czy kupowanie folbluta na nasze podhalańskie warunki to dobry pomysł ;-(  Klimat chyba za ostry, tereny za trudne... ALE I TAK JEJ NIE ODDAM !!!
Flicka w ciągu jednego miesiąca przeżyła kolkę ( na szczęście) i  podbiła się.
Co to jest "podbicie" ... ? wewnątrz kopytka na skutek urazu tworzy się krwiak i z czasem tworzy się ropa. Jeśli konik kuleje a nie widać naocznie żadnych urazów najpewniej będzie to kopytko ;-(
Jeśli jest to już sprawa "posunięta" weterynarz robi dziurkę w kopytku przez którą wypływa ropa... u nas było tego duuużo ! 2 tyg prawie konik musiał przestać w boksie z nakładanym 1 x dziennie opatrunkiem którym była przecięta OPONA z auta wypełnioną specyfikiem którego nazwy nie pamiętam.
Na szczęście wszystko się dobrze skończyło ;-)

poniedziałek, 27 lutego 2017

początek... czyli październik 2016

Witam Wszystkich!

Pomysł stworzenia bloga narodził się z chęci dzielenia się swoimi doświadczeniami z posiadania własnych koników.

Mam na imię Kasia i razem z moją latoroślą  Nikolą będziemy przekonywać siebie i Was, że marzenia należy spełniać ;-) Choć nas to już chyba przekonywać nie trzeba...

Absolutnie nie będziemy się tutaj mądrzyć i udawać wszechwiedzące ...
Wręcz przeciwnie , uczymy się same od podstaw i z Wami , dlatego opiszemy tu duuużo naszych błędów i nie tylko ;-P Liczymy na wyrozumiałość i rady z Waszej strony !

Wszystko zaczęło się w zeszłym roku, kiedy to udało się nam kupić kawałek ziemi w Zakopanem, na której oczami wyobraźni od razu zobaczyłam  małą stajenkę i konie pędzące po zielonej łące.

No i oczywiście jeszcze przed podpisaniem umowy notarialnej kupna działki, zaczęło się buszowanie po internecie w poszukiwaniu tego wymarzonego...

Co najśmieszniejsze jako zupełny laik (zaczęłam przygodę z konikami ok. 10 lat temu, aczkolwiek moje jazdy były bardzo spontaniczne) długo zastanawiałam się, dlaczego tak dużo koni nazywanych jest brzydkim dla mnie imieniem: stanówka... Ok, śmiejcie się, śmiejcie...

Nie minął tydzień, kiedy w trakcie przeglądania ogłoszeń moje i Nikoli serducho zabiło mocniej...
Zobaczyłam to oto piękne stworzenie, które "paczało" na nas wielkimi oczyskami i nie dawało spokojnie zasnąć. Od razu, wiedząc że pewnie nigdy nie będzie nasza, nazwałyśmy ją Flicka.

Po 3 dniach myślenicy,  (choć zazwyczaj najpierw działam potem myślę) zdecydowałam się na telefon do stajni, gdzie piękności moje przebywało. Oczywiście nawet nie myślałam o zakupie! Chyba chciałam usłyszeć, że koń jest agresywny, niezajeżdżony, nie nadający się dla młodego jeźdźca.... Oczywiście żeby wybić sobie z głowy głupie pomysły.

Niestety stało się wręcz przeciwnie. Baaardzo sympatyczny męski głos zapewnił mnie, że konik jest miły, grzeczny, zajeżdżony i, mimo iż folblut, jest bardziej koniem do pchania.... (co nie znaczy że pełna krew angielska coś mi więcej mówiła). Na dodatek cena za klacz była... niska ?
Po zakończonej rozmowie, która oczywiście wywołała wypieki na mojej twarzy, nadal byłam przekonana, że to nie jest dobry pomysł... W dużym pokoju przecież jej nie zmieszczę!!!


Do tego mój kochany mąż, jak widać nieskutecznie, próbował mi wybić te niebanalne zakupy z głowy.... Nadmienię, iż Nikola zakochana w koniach praktycznie od urodzenia, nie miała pojęcia o moich przemyśleniach. Owszem wiedziała, że może za rok, dwa....

Cóż...Więc najpierw zadzwoniłam do sąsiada, który ma przydomową malutką stajenkę i dogadałam się z nim, że przetrzyma mi konika przez zimę, po której miałam nadzieję na rozpoczęcie prac na działce.
Następnie przebrnęłam przez dłuuugie rozmowy z mężem, który wprost tryskał entuzjazmem, o ile rozumiecie sarkazm...
Na trzeci chyba dzień zadzwoniłam do Marka o uroczym głosie (Stajnia Sowinki pod Poznaniem) i "kupiłam" konia , którego nawet raz nie widziałam w życiu na oczy!!!
Umówiłam się, że konik przyjedzie do mnie początkiem grudnia i będzie prezentem pod choinkę dla mojej córci ;-)
Zadzwoniłam do męża z radosną (jak dla mnie) nowiną, że rodzina nam się powiększyła ;-P , po czym oczywiście usłyszałam sapanie, że to był najgłupszy pomysł w całym moim życiu!!! He he....

Wszystko fajnie, ale po dwóch dniach po wpłaceniu zaliczki zadzwonił -O ZGROOOZO- mój sąsiad, że niestety przez komplikacje z działką nie będzie mógł wziąć konika, ale żebym się nie martwiła, bo na pewno Pietrek mi go przyjmie. A jak nie Pietrek, to Jasiek albo jakiś inny miłośnik koński z Szaflar, gdzie obecnie mieszkamy.

Oczywiście jak to bywa, żaden z pewniaków nie znalazł miejsca w swoich stajenkach dla nas ;-(

I co? Nie poddałam  się, tylko zaczęłam poszukiwania...

I tak znalazłam kilka km dalej fajną stajenkę (nie taką małą bo na 20 koni), która głównie zajmuje się sprowadzaniem i sprzedażą koni andaluzyjskich.
Pojechałam, sprawdziłam i zaklepałam. Ufff...

I wreszcie nadszedł ten dzień! Mareczek miał być wcześnie rano z moją księżniczką. Jakież było moje przerażenie, kiedy siedząc jak na szpilkach bezskutecznie próbowałam się do niego dodzwonić. Przez kilka minut wyobrażałam sobie, że trafiłam na oszusta, który lejąc do tej pory balsam na moją duszę, nasyciwszy się połową wymaganej kwoty, sprzedał moje maleństwo już kilku osobom na raz...

I jakaż była wreszcie moja ulga, kiedy  oddzwonił, klnąc na czym świat stoi, że prawie jest na miejscu, ale że ma dość tego białego g.... lecącego z nieba  ;-)

Dojechali!
Nawet nie bardzo chętna byłam, żeby się z nim witać. Nerwowo zerkałam na przyczepkę zastanawiając się, co zobaczę... Ale jak już Mareczek ja otworzył .... ochom, achom i przytulańcom zdezorientowanego konia  nie było końca....

(Marku z góry zakładam Twoją zgodę na publikację Twej facjaty)
Flicka, a w zasadzie Excelsior Art, drobniutki konik, z kopytkami jak u kucyka,  2,5 roku, z przeszłością wyścigową (na szczęście nie dawała za bardzo na sobie zarobić) stała się moją własnością...
A tu filmik pt: Jak Nikola Flickę dostała ;-P Niestety przebiegły dzieciak chyba już się domyślał.....



Mając nadzieję, że nie czytało Wam się najgorzej kończę  na dziś... Ufam, że wybaczycie mi błędy interpunkcyjne i ortografię która to nigdy nie była moją mocną stroną ;-P